mną!<br>- Bóg zapłać, uczony mężu! Bóg zapłać!<br>I już ich nie było w komnacie.<br><br><tit1>Skazaniec</><br><br>Od Rynku w stronę Piekiełka zdążał ponury, choć jaskrawy orszak. Przodem szła straż miejska z halabardami, za nimi "bracia pokutnicy" w długich, ciemnych opończach, z twarzami osłoniętymi rodzajem maski sukiennej, w której wycięto jedynie otwory na oczy, dalej dostojnie stąpał imć pan pisarz miejski ze zwojem pergaminu w ręku, za panem pisarzem asysta z urzędników sądowych złożona, wreszcie dwie główne osoby pochodu: skazaniec, niemłody już brodaty mężczyzna w nędznej odzieży, ze związanymi w tyle rękoma, i kat, olbrzymi, rosły drągal, cały w czerwieni, z potężnym błyszczącym mieczem