dłuższej chwili. Była to tęga, sześćdziesięcioletnia kobieta, o ogromnej, czerwonej twarzy, malutkich oczach, siwa i gładko uczesana. Jak wszyscy przygłusi mówiła bardzo głośno.<br>- Był kto? - spytała pani Alicja.<br>Okazało się, że przychodziła pani Staniewiczowa, jeszcze w czasach przedwojennych zaprzyjaźniona z Kosseckimi majorowa, towarzyszka pani Alicji w wyprawach po słoninę i nabiał.<br>- Dawno?<br>- A z godzinę będzie! - wykrzyknęła Rozalia. - Ale zaraz poszła sobie. Pan sędzia nie chciał przyjąć.<br>Pani Alicji zrobiło się przykro. Poczuła się jednak zobowiązana do solidarności:<br>- Pan jest bardzo zmęczony. Potrzebuje spokoju, to dlatego. Rozalia wzruszyła ogromnymi ramionami.<br>- Pewnie, że dlatego. Czy ja sama nie wiem? Pewnie, że musi