już była mowa), jako dawca życia i u tych, których nim obdarzył odnajdywał zaskakująco prosty, jak na człowieka inteligentnego, związek między stopniem szkolnym, a rzeczywistym stanem umysłu tym stopniem ocenianego. W moim wypadku lubił też, niestety, osobiście sprawdzać zasoby mojej wiedzy. Czynił to na szczęście niezbyt często, bo też i nieczęsto pojawiał się podczas roku szkolnego w Miedzyniu, zatrzymywany w Warszawie licznymi interesami, a i pewno brakiem szczególnej predylekcji do życia na wsi. Pamiętam jednak taką ponurą zimę miedzyńską, kiedy dziwnie często dotrzymywał mi towarzystwa i to wtedy, kiedy stan mojej głowy bywał szczególnie godny pożałowania wskutek zmęczenia mozolnym dniem szkolnym