Potrzebowałem jednak ruchu. Czułem się szczęśliwy, bo z tego wszystkiego, co dzisiaj usłyszałem, wyglądało na to, że misja moja się po- wiedzie, i było mi także dobrze, że trochę jednak Campillemu przygadałem, choć on może najmniej był ze wszystkich winien, za ów, że powtórzę jego określenie, z a s t ó j.<br><br><tit>XXVII</><br>O czwartej, zgodnie z umową, pojawiłem się przed willą Campillich. Zadzwoniłem. Otworzył mi służący. Ten sam, którego u nich widywałem w kurtkach w coraz to inne paski. Przywitał mnie z uśmiechem, który pokwitowałem zdziwioną <page nr=199> miną. Ze słów Campillego wynikało, kiedy mnie z domu wyprosił, że wysyła tego służącego