pośród uli. Jego siatka chroniąca głowę i szyję interesowała Irenkę.<br> - Czy to smok? - pytała Gawlikową.<br> Widząc go z daleka, biegła na krótkich nóżkach pod opiekuńczy fartuch kucharki. Ale zaraz wysuwała ciekawy nosek i wodziła za Sochą zafascynowana, zogromniałymi od ciekawości oczami.<br><br> - Czegój, biedoto - mówiła Gawlikowa, przerywając struganie ziemniaków. Lubiła je obierać przed kuchnią. Rozsiadała się na ławce, ustawiała wiadro i koszyk, aby, jak mawiała, popatrzeć na Boży świat. - On ci ta muchy nie skrzywdzi, Socha. Idź, Irenka, nie bojaj się, to ci pszczółki pokaże.<br> Mała wolała jednak nie ryzykować. Przy Gawlikowej czuła się bezpieczna. Staruszka rada była zresztą z obecności dziecka