tym, że<br>doznaję ich nieustającej obecności przy mnie, a nie miało to nic<br>wspólnego z przywoływaniem ich przez pamięć czy wyobraźnię. Stąpały<br>bezszelestnie jakby gdzieś nad moją głową, po suficie, lub zjawiały się<br>w dalekim echu jakiegoś tanga, które ni stąd, ni zowąd napływało na<br>mnie. Czasem w nagłym zdziwieniu, och, pan Piotr. Czasem w cieple ich<br>piersi, do których przytulały moją głowę, gdy przychodziłem do nich na<br>kakao.<br> Były teraz znanymi w mieście krawcowymi, a odkąd Rynkowi przywrócono<br>dawną świetność, zajmowały całe piętro w jednej z kamieniczek, w której<br>zresztą i przedtem mieszkały, tyle że w niewielkim pokoiku z maciupeńką