stał wysoki, barczysty pan i patrzał na dzieci surowymi oczami.<br>- Zoja, proszę do domu - powiedział głosem, który zabrzmiał jakoś ostro.<br>Prędko, prędko złożyła zeszyty, ściągnęła je paskiem i nie żegnając się z Jerzym, poszła skulona, z opuszczoną na piersi głową.<br>A Jerzy stał jeszcze długą chwilę i patrzał zdumiony na oddalającą się postać pana, który tak ostro przemawiał do córki.<br>Za dworcem kolejowym, nad rzeczką, był lasek niewielki, do którego często chodziły dzieci. Tu właśnie miało się odbyć zebranie, zwołane dnia tego przez Władka.<br>- Na tym zebraniu wszystko się musi rozstrzygnąć - obiecywał, wobec czego wszystkie dzieci stawiły się punktualnie.<br>Najpóźniej przyszedł