ogniem wulkan. Słup dymu i kipiącej lawy, skalnych okruchów, nareszcie - wielki, welonami pary powłóczący obłok wzbijający się coraz wyżej, aż para, pochodząca zapewne z wody wrzącego potoku, dotarła na półtorakilometrową wysokość, gdzie szybował przekaźnik telewizyjny. "Cyklop" uruchomił miotacz antymaterii.<br>Nikt ze stojących w sterowni nie poruszył się nawet ani <page nr=138> nie odezwał, ale też nikt nie mógł powściągnąć uczucia mściwej satysfakcji: to, że było bezrozumne, nie zmniejszało jego intensywności. Można było sądzić, że chmura znalazła wreszcie godnego przeciwnika. Wszelka łączność z "Cyklopem" urwała się w chwili ataku i odtąd ludzie widzieli tylko to, co przez siedemdziesiąt kilometrów dygocącej atmosfery przekazywały ultrakrótkie fale