mamy. Wiesz, jak ona reaguje. Jak przeżywa byle drobiazg.<br>Machinalnie zdjęła ze sznura prześcieradło, złożyła je bez naciągania, byle jak, aby szybciej. Sadze po spalonych gazetkach fruwały nad paleniskiem. Zmusiła się do wysiłku, uniosła ramiona po poszwę. Zgnieciona, posklejana, wrośnięta w sznur. To nic, naciągniemy z Tośkiem. Składała pościel na odrapanym stołku, wytartym jakąś porzuconą szmatą. Spieszyła się, jakby od tego zależało życie wnuka. Czyjeś kroki rozległy się na korytarzu. Przytaiła oddech, Tosiek znieruchomiał przy piecu i wlepił oczy w drzwi. Kroki minęły pralnię, oddalały się w głębi piwnicznego korytarza, gdzieś zgrzytnęła kłódka. Promienny uśmiech od pieca, pogodny, ufny uśmiech chłopaka