przedtem do płaczu niechętnie, podejrzliwie i sceptycznie, o tyle teraz odniósł się do niego poważnie i z poszanowaniem. Pochylił się ku jej skroniom i zaczął scałowywać słone, niepojęte krople. Ręce Rebeki leżały wzdłuż kołdry nieruchomo, ale potem jedna z nich podniosła się i objęła chirurga za szyję. Uczyniła to jednak odruchowo, jak gdyby z obowiązku.<br>- Mój mały! - posłyszał chirurg szept i z jeszcze większą czułością przywarł do mokrej, pokrytej łzami skóry. Jak przez mgiełkę zobaczył szeroko otwarte, utkwione w sufit oczy. Nagle poczuł wstrząs, a ręka, obejmująca go za szyję, zwolniła go, a nawet z siłą odepchnęła.<br>- Na miłość boską! Ktoś