a kobietą. Z nudów, braku światła, ze złości, z przepicia. Potem się dostawiało kolejne fragmenty klitek, klatek, dolepiało się, dosztukowywało, cerowało, łatało. Powstawał w ten sposób jedyny w swoim rodzaju, przedziwny labirynt uliczek, podwórek, pasaży, zaułków. <br>Każdy, kto raz zszedł z głównej, żwirowanej ulicy, czyli z głównego rynsztoku, natychmiast tracił orientację, gubił się w ciemnej, wilgotnej sieci korytarzy, piwnic, ścieżek, pomieszczeń. Nie trzeba było schodzić z tej arterii, wystarczyło, poszukując mety, pomylić się o jeden krok, wejść w nie te drzwi, co trzeba, nieraz z jednego mieszkania wchodziło się do wnętrza szafy innej rodziny, przepraszało się, prosiło o wskazanie właściwej drogi