Tate Modern skłania do trzech wniosków: po pierwsze, niezależnie od zaognionego na nowo sporu, czym jest sztuka nowoczesna i gdzie biegnie linia pomiędzy tą sztuką a humbugiem i hucpą, musi budzić podziw, że protestancki, rzekomo <orig>thatcherowski</> kraj wydaje ćwierć miliarda dolarów z pieniędzy publicznych na bezpłatne, powtarzam bezpłatne muzeum. I osiąga, przynajmniej na razie, ten rezultat, że ludzie walą tam drzwiami i oknami. Na wieczorny wykład o sztuce (na wykłady i kursy wstęp już za biletami), konkretnie dyskusję pomiędzy architektami a dyrektorami muzeum, nie mogłem zdobyć biletu nawet w przedsprzedaży i mimo legitymacji prasowej, wszystko było wykupione do najmarniejszego <orig>strapontenu</>.<br>W