się zmieniło, tam, gdzie powinny być znajome ścieżki, pojawiła się błotnista góra, Joanna próbowała się wspinać, ale chwytane kępy traw wraz z ziemią zostawały jej w rękach, a ona osuwała się coraz niżej, zbliżając niebezpiecznie do miejsca, w którym zbiegały się wszystkie korytarze, znów rozpaczliwie chwytała kępy traw i znów osuwała się, czując coraz większy chłód, spojrzała w dół i zobaczyła czarną czeluść, to właśnie z niej wiało chłodem, drżąc z zimna i przerażenia przywarła do śliskiego zbocza, jakby chcąc się do niego przykleić, gdy przez jej lęk przebił się głos Heleny:<br>- Dość już, Joanno, tego zachwycania się sobą! Dziewczyna w twoim