na czarną godzinę, sto złotych. Z dalszych, łzawych, dramatycznych, a chwilami nawet krwiożerczych okrzyków pani Matyldy napadnięta kobieta pojęła, że chodzi o prosty drobiazg, o przypieczętowanie dziwnej przesyłki nie dzisiejszą datą, a wczorajszą.<br>- Półtorej godziny! - szlochała pani Matylda. - Półtorej godziny!... I całe życie!... Co dla pani znaczy półtorej godziny!...<br>Doszczętnie otumaniona i niepomiernie zdumiona pracownica państwowa poczuła się wzruszona tragedią, wprawdzie niepojętą, ale rozgrywającą się w jej oczach i na jej szyi. Prawdopodobnie miała też niejakie wątpliwości co do stanu umysłu pani Matyldy i na wszelki wypadek wolała się jej nie sprzeciwiać. Cofnęła w datowniku jedną cyfrę i przejęta, zdenerwowana, waliła