tak radosna, że brakowało tylko Sutowicza i jego słynnej mowy powitalnej, przerywanej uściskami w co bardziej rzewnych momentach. Ojciec całował gości, a goście Ojca. Potem wszyscy pospołu zabierali się do całowania Mamy, a gdy uciekła do Frau Gebauer, znów chwycili się w ramiona, wypili, zakąsili i zapłakali zgodnie nad tym padołem. W końcu popłynęła pieśń, po niej druga, trzecia. Mieszkańcy pobliskich domów nie odróżniający białoruskiego od rosyjskiego, zaczęli szeptać, że w pobliżu bawi się NKWD, pozamykali drzwi na siedem spustów, niektórzy wleźli pod kanapy i trwali tam do rana.<br><br>Następnego dnia Ojciec zaprowadził Wacuka, Iwana i Mikołaja do redakcji, gdzie zostali