strony szosy, łączącej Olsztyn ze Szczytnem. Wieża kościoła katolickiego, kościoła protestanckiego i wieża ciśnień. Na strychu u miejscowego gospodarza, Mazura Józefa Dulischa, gnieździło się nas kilkanaście osób, powiązanych ze sobą rozmaitymi więzami przyjaźni i sympatii. Nas - mnie z Magdą - traktowano nieco z dystansem, bo byliśmy na tym obozie jedyną "stałą" parą, byliśmy jakby zbyt poważni na to towarzystwo. Po dziesięciu dniach, po recitalu piosenek, które wspólnie napisaliśmy na tym mazurskim strychu, postanowiliśmy wyjechać. Autobus do Olsztyna mieliśmy koło 10 rano, ale już przed dziewiątą znieśliśmy bagaże na podwórko i poszliśmy pożegnać się do Dulischa. Siedział w kuchni, stary, ogorzały, z fajką