mają go tam utłuc. Nadał im ten kontrakt jeden półelf, obcy, czart wie skąd przybyły, nikt go nie zna. Wszystko powiedział ten półelf: kto, jak wygląda, skąd przybędzie, kiedy przybędzie, w jakiej kompanii. Uprzedził, że to wiedźmin, że nie byle frajer, lecz ćwik, żeby nie grać zuchów, ale w plecy pchnąć, z kuszy ustrzelić, a najlepiej otruć, gdyby gdzieś w Belhaven jadł albo pił. Dał półelf na to Słowikowi pieniądze. Duże pieniądze. A po robocie obiecał więcej. <br> - Po robocie - zauważył Fulko Artevelde. - A zatem ten półelf wciąż jest w Belhaven? Z bandą Słowika?<br> - Może. Nie wiem tego. Już ponad dwa tygodnie