nimi uciekało wysoko, puste, z rzadka poznaczone czarnym krzyżykiem jastrzębia, który obracał się powoli i odprowadzał ich nie racząc poruszyć skrzydłami.<br>W kotlinach dął suchy wiatr, niósł niewidoczny pył, którego jałowy smak czuli w ustach, z kroplami potu ściekał barwiąc koszulę na czerwono. Przez opuszczone szyby wpadało tchnienie jak z pieca, wzdymało lekką sukienkę Margit. Posłuszna namowom, mocując się, zdejmowała kolejno bieliznę. Dysząc pokładała się na rozparzonych oparciach, odchylała rozpiętą sukienkę. Włosy sztywne od kurzu spowijały czoło zmatowiałym oprzędem.<br>Zatrzymali się nad rzeczułką, zrzucili sandały, woda migotała wesoło. Stada drobnych rybek przewiewały jak cienie. Istvan podniósł maskę auta, dolał wody do