jawne powodzenie. Jestem bowiem, jak to się dawniej ładnie mówiło, <orig>konkietowana</> aż przez dwóch młodych panów. <br>Ten pierwszy podchodzi do mnie, bardzo grzecznie przeprasza i wskazując na mojego przed chwilą przypalonego papierosa, wciąż bardzo grzecznie choć usilnie prosi, abym go zgasiła, bo... bo to niebezpieczne. Przemawia do mnie tonem niemal pieszczotliwym, czułym, trochę jak zaniepokojona matka do zagrożonego dziecka, a brzmi to mniej więcej tak: <br>- Nie rób głupot z ogniem, uważaj kochana. Wyrzuć papierosa. Pożar to <hi rend="spaced">strasznie</> niedobra rzecz. Obiecujesz, że będziesz uważać? Zgaś go lepiej, tak bardzo, bardzo cię proszę. Ogień to niebezpieczna rzecz. <br>I tak w kółko. Ledwie go