zmęczenie i szacunek winny <br>panom, jął podskakiwać na miejscu, bijąc się po bokach dłońmi jak kogut skrzydłami.<br>- Żyj wiecznie, panie mój! Nikt nas nie goni. Opowiem, tylko dech złapię.<br>- Napij się wody z winem - Tare wspaniałomyślnie podał słudze własny bukłak. <br>Elizer ujął go ze czcią, strząsnął parę kropel napoju bogom, po wtóre pod stopy <br>panom, po czym pił chciwie, z rozkoszą. Odjął bukłak, wytrząsnął znów ostatnie <br>krople, odetchnął głęboko i skłonił się.<br>- Mów, co było po naszym odjeździe?<br>- Zostałem, o panie mój, jak przykazałeś. Paliłem ognie przed każdym namiotem <br>i prosiłem bogów, byś uszedł szczęśliwie. Trąbiłem na rogu bardzo głośno i