byłem w ciągu ostatnich miesięcy między wielkimi podróżami. Wyprawa, powiedzmy do Biecza czy też Nowego Sącza, trwa niemal tyle, co lot przez Atlantyk (oczywiście biorąc pod uwagę odmienną lokomocję). To natomiast, co się jawi po wielogodzinnej podróży, bywa często przedmiotem osłupienia, przy czym biblijna opowieść o słupie (w domyśle soli) podpowiada, że osłupienie jest aktem wyrosłym z grozy, a tymczasem w Polsce można osłupieć równie często z zachwytu jak i z przerażenia. Dziś spróbuję się skupić na pierwszym z tych skrajnych wrażeń.<br>Zachwyt budzi ogrom odbudowy, jaka dokonuje się w środowiskach małomiasteczkowych, tam gdzie jeszcze dziesięć lat temu wydawało się, że