pomyślałem. Jakby pojawienie się sobowtóra, choćby nawet uzurpatora, unieważniało śmierć dziadka. <br><br>- Jak pan widzi, jestem szczery - przekonywałem. - Rozmawiam z panem o sprawach mojej rodziny. Coś chyba należy mi się w zamian. Nachodzi pan nas, straszy moją kuzynkę, robi widowisko przed całym miasteczkiem. Kto pan naprawdę jest? I dlaczego, do cholery, podszywa się pan pod inną osobę?! <br><br>Czułem, że zesztywniał. Nie powinienem był użyć słowa "cholera". Błąd: najwięksi prostacy potrafią być czuli na dobór słów, gdy tylko podejrzewają, że się ich lekceważy.<br>- Wszystko się zmieniło - wróciłem do przyjaznego tonu. - Patrz pan, domy pomalowane, asfalt na drogach. Anteny satelitarne na dachach. Komuna upadła