ręce, popiół spadał jej na wypukły brzuch. A potem szarpnęły wagony, za oknem przesunął się koniec peronu, neon pedetu, potem ślepe ściany, odrapane drogowskazy, jakieś drzewka, skrzypiące plastikowe wiaty przystanków, druty, Görlitz, przemytnicy i celnicy, niewidzialny pośród nocy nowy wspaniały świat NRD, Leipzig Hauptbanhof z rosyjskimi żandarmami na peronie, noc, pola minowe, znów druty wygrywające w zamarzłym powietrzu melodie wstawania rannych zórz, a kiedy wzeszła srebrna kula zimowego słońca, Anglik pił pierwszą od dawna kawę na dworcu we Frankfurcie i przerzucał wczorajszego "Guardiana", czując się, jakby wstał z grobu. Za trzy kwadranse miał przesiadkę do Hoek Van Holland. Potem był prom, pociąg