Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
może cosik się trafi.
Jassmont, czerwony: - Bardzo mi przykro, nie wziąłem pieniędzy, naprawdę nie noszę pieniędzy przy sobie. Ale, zaraz, nie wszystko stracone, może jednak - otworzył tanią, bazarową papierośnicę. - Weź, człowieku. Oba.
Żebrak wziął powoli, napawając się momentem wchodzenia w posiadanie dwóch papierosów. Za jednego dostanie kromkę chleba i talerz pożywnej zalewajki, a drugiego wypali, syty. Przecież papierosy są więcej warte niż wszystkie skarby świata. - Bóg wam zapłać, dobry panie.
Jassmont, aby ukryć zmieszanie, zapytał: - Nieważne, a wy skąd, dziadku?
Żebrak wyprostował się, urósł jakby. - Panie, ja jestem spod samego Sandomierza.
- To co, teraz do was Ruscy w gościnę przyszli.
- Ano
może cosik się trafi.<br>Jassmont, czerwony: - Bardzo mi przykro, nie wziąłem pieniędzy, naprawdę nie noszę pieniędzy przy sobie. Ale, zaraz, nie wszystko stracone, może jednak - otworzył tanią, bazarową papierośnicę. - Weź, człowieku. Oba.<br>Żebrak wziął powoli, napawając się momentem wchodzenia w posiadanie dwóch papierosów. Za jednego dostanie kromkę chleba i talerz pożywnej zalewajki, a drugiego wypali, syty. Przecież papierosy są więcej warte niż wszystkie skarby świata. - Bóg wam zapłać, dobry panie.<br>Jassmont, aby ukryć zmieszanie, zapytał: - Nieważne, a wy skąd, dziadku?<br>Żebrak wyprostował się, urósł jakby. - Panie, ja jestem spod samego Sandomierza.<br>- To co, teraz do was Ruscy w gościnę przyszli.<br>- Ano
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego