twarzą <br>schowaną w mamine ciepłe, pulsujące gniazdko na szyi. - Jestem <br>potworem. No, żmiją. Wyhodowaną, wiesz, na łonie. <br>Wampirem wysysającym z ciebie krew. Zakałą rodziny. <br>Ostatnią <orig>podłotą</>. Synem... córką marnotrawną. <br>No, mama! Umrę w momencie, jeżeli mi natychmiast nie <br>darujesz! Podniosę cię do sufitu, chcesz? Pęknie mi kawałek <br>środka, zrobi się przepuklina, co ty na to? Będziesz mnie <br>pielęgnować i zaraz mi przebaczysz... no!<br>- Dominiko! - uśmiecha się wreszcie pani Kamila. - Wyrażaj <br>się mniej obrazowo. Nie trzeba aż takiej pokuty, żadnego <br>noszenia na rękach. A za propozycję czuwania też Bóg <br>zapłać. Darować mogę, w gorącej wodzie kąpana. <br>Zaraz powiesz: "no widzisz, po coś