rozejrzał się po placu. Znów ruszył, nie ku studni jednak, a ku kilku siedzącym pod drzewami gońcom. Doskoczyli do niego natychmiast, ale gdy coś powiedział, większość wróciła pod drzewo. W końcu został jeden. Patrzył na Rodama uważnie, choć z lekkim uśmiechem. Ciałem mężczyzny wstrząsnął dreszcz, zaczął machać rękami, kręcić głową, przestępować z nogi na nogę.<br>Kamień pod językiem rozgrzewał się. Magwer czuł ciepło i wiedział, że wkrótce stanie się ono żarem.<br>Pies zaszczekał. Cicho. Żałośnie.<br>Rodam pochylił się, położył dłoń na ramieniu gońca, drugą jakby pokazywał jakiś kierunek. Potem sięgnął do kieszeni bluzy, wyjął garść płatnych paciorków i podał je chłopcu. Malec wytrzeszczył oczy, z