się kapitał do starych przysunął i nuże ich nęcić dubeltowym zarobkiem, żeby tylko chcieli się przyłożyć do pracy po fajerancie, po cichu, nie oglądając się na nygusów. A gdy tamci przez głupotę zasadę jedności złamali, to wszystko poszło po dawnemu: im dłużej robili, tym mniej zarabiali. Za moich czasów, na przykład, szewcy włocławscy pracując po chałupach z żonami i dziećmi, nie osiem, ale dwa razy po osiem godzin, w żaden sposób dwóch ósemek, to znaczy 88 złotych na miesiąc przekroczyć nie mogli - czyli wyciągali mniej niż najgorszy robotnik, mianowicie magistracki, który miał dniówkę trzy złote.<br><page nr=370> A co do ożenku, to się