zataczając skręt w prawo, rzucił się na pełnym gazie w stronę bombowców. Dywizjon cały szedł za nim.<br><br>Daleko nie zaszedł. <br><br>Z góry spadła szarańcza. Jak wściekłe psy gończe zleciały się nagle Messerschmitty z przodu, z tyłu, z boków. Z potrójną przewagą: wysokości, szybkości i słońca, w dodatku do czwartej przewagi: przytłaczającej ilości - zaatakowały dziewięciu myśliwców. Atak był druzgocący. Zaraz na pierwszy ogień poszedł samolot majora Zdzisława Krasnodębskiego, dowódcy dywizjonu. Sam major, jeden z najznakomitszych myśliwców polskich, ciężko poparzony, ratował się spadochronem.<br><br>Wartość bojowa myśliwca ujawniała się nie tylko w ataku, lecz również i w obronie, przede wszystkim w obronie. Podczas gdy