poświęcają cały dzień, by przewieźć z Mantion moje uprzednio spakowane rzeczy. Kota na końcu.<br> Jeszcze tylko pożegnać się z babcią Lin-Lin, naszą cichą entuzjastką i bezinteresownym pomocnikiem. Jeszcze zatelefonować do Immigration, do Customs Office - kilkumilowa bowiem podróż do pobliskiej Yokosuka w Japonii wymaga oczywiście najprzeróżniejszych zezwoleń.<br> I znów, tak radująca serce, stara rutyna - sprawdzenie jachtu przed odcumowaniem - żagle, kotwica gotowa na dziobie do rzucenia, lina holownicza, środki sygnalizacyjne, kompas, kot - czy kot na pewno jest na burcie, czy jest na lince, samemu zapiąć pas bezpieczeństwa... Wszystko to nie trwa nawet minuty. Luzuję cumę, jednocześnie podnosząc w górę genuę. Polecieliśmy,<br> Nikt