chciałam zejść <br>na podwórze. Wreszcie zdecydowałam się iść tam <br>bardzo wcześnie, kiedy, jak mi się zdawało, nie będzie <br>jeszcze nikogo. <br><br>Podwórze było rzeczywiście zupełnie puste. Usiadłam <br>pod kasztanem. Było zupełnie cicho, tylko z gałęzi <br>odzywał się od czasu do czasu świergot ptaków. <br><br>Dawniej myślałam często o tym, że może któregoś <br>ranka usiądę tutaj z Adelą. <br><br>Ale teraz wiedziałam, że już nigdy. Byłam <br>ośmieszona, zhańbiona, odtrącona przez wszystkich. Sama <br>nie wiedziałam, jak i kiedy zaczęłam płakać. <br>Łzy płynęły mi z oczu same, jedna za drugą, <br>bez łkania, jak krew. <br><br>I nagle poczułam, że ktoś bierze mnie za rękę. <br>Odwróciłam się - za mną