domu na Nowym Świecie. Po południu uspokoiło się trochę; przekazałem pieniądze Jelonkowi i pobiegłem na róg Kruczej i Wilczej, gdzie umówiłem się z Basią. Przyszła bardzo punktualnie o wpół do piątej. Śliczna jej buzia nabrała rumieńców od zimowego wiatru, a ręka trzymająca teczkę zgrabiała z zimna, bo nie miała ciepłych rękawiczek, a ode mnie, który by jej oddał ostatnią koszulę, nie chciała nic przyjąć.<br>- Bałem się o ciebie, Basiu - powiedziałem. - Bardzo było niespokojnie na mieście.<br>- E, tam - uśmiechnęła się, ale spojrzała na mnie tak jakoś ślicznie. - Najważniejsze, że ich nasi trochę utłukli. To była podobno ładna akcja. Nie wiesz, ilu żandarmów