powtórzy. A więc jednak ktoś doniósł. Kto? Nie ośmieliłbym się wskazać palcem, choć ślady prowadziły w stronę jednego z kolegów, który bardzo interesował się życiem prywatnym na Krupniczej. Dowodów jednak nie miałem. Był to rok 1951. Cenzura wygodnie usadowiła się w swym gmachu, instrukcje szły z Warszawy i były solidnie respektowane przez dobranych urzędników, nad którymi czuwał Komitet Wojewódzki PZPR. Jeśli ktoś napisał książkę apolityczną, ot, zwyczajną opowieść o życiu i miłości, której czytelnik na próżno szukał po księgarniach, krytycy zgodnym chórem nazywali ten rodzaj literacki bezideową, drobnomieszczańską pisaniną, niepotrzebną nikomu. Ucieczką przed istotnymi dla społeczeństwa problemami, miganiem się od odpowiedzialności