to jest prostactwo. Ni to komunista, ni arystokrata. Owszem, pod pewnymi względami jestem arystokratą ducha. Jestem bowiem za rozumny na to, aby dać się omamić dość zresztą sprytnie zorganizowanej polityce religii, jednocześnie zbyt szanuję wartość umysłu ludzkiego, aby wziąć się na lep problematycznej idei równości i braterstwa. Nie mogę być równym człowiekowi, którego natura nie dość zaopatrzyła w odpowiednią ilość płatów i włókien unerwienia w mózgu. Nie znoszę głupoty i gardzę nią. Sprawy zaś socjalne, bieda i tym podobne, są to rzeczy uboczne, zbyt materialne, a przez to samo i ordynarne, abym się nimi zajmował. <page nr=101> Jak długo ludzkość istnieć będzie, zawsze