Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
naciśkiem podkreślał swoją bezinteresowność i życzliwość:

- Wyzbywam się z własnego domu takiego lokatora jak pan, Stanisławie Bernardowiczu, ale przecież nie wszystko w życiu robi się dla pieniędzy. Saszka tępogłów nie chce tego zrozumieć - wie pan, ten krewniak żony, sierota, co to w sklepie posługuje. Mało mu płacę, powiada, a dostaje rubla i trzy funty cukru na miesiąc; Wasylisa jeśzcze podkrada dla niego to i owo. No, ale Bóg z nimi...

Po obiedzie przyjechał zamówiony Jegor i z kolei ojciec udał się z kilkoma wizytami. Patrzałem za odjeżdżającyrmi sankami chuchając na zamarzniętą szybę. Przez czyste i jakby lekko falujące powietrze widać było
naciśkiem podkreślał swoją bezinteresowność i życzliwość:<br><br>- Wyzbywam się z własnego domu takiego lokatora jak pan, Stanisławie Bernardowiczu, ale przecież nie wszystko w życiu robi się dla pieniędzy. Saszka tępogłów nie chce tego zrozumieć - wie pan, ten krewniak żony, sierota, co to w sklepie posługuje. Mało mu płacę, powiada, a dostaje rubla i trzy funty cukru na miesiąc; Wasylisa jeśzcze podkrada dla niego to i owo. No, ale Bóg z nimi...<br><br>Po obiedzie przyjechał zamówiony Jegor i z kolei ojciec udał się z kilkoma wizytami. Patrzałem za odjeżdżającyrmi sankami chuchając na zamarzniętą szybę. Przez czyste i jakby lekko falujące powietrze widać było
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego