koń szarpnął się, do reszty rozwalił groblę podkowami, zjechał po zad w grząskie błocko. Jeźdźcy wrzeszczeli, klęli wściekle. Reynevan pojął, że musi wykorzystać okoliczność i dany przez nią czas. Dźgnął siwka piętą, poszedł w cwał przez wrzosowiska, w kierunku zalesionych wzgórz, za którymi spodziewał się zbawczych borów.<br>Choć świadom, czym ryzykuje, zmusił chrapiącego ciężko konia do forsownego galopu w górę po pochyłości. Na szczycie też nie dał siwkowi odpocząć, od razu popędził go poprzez porastające zbocze zagajniki. I wówczas, całkiem niespodzianie, drogę zagrodził mu jeździec.<br>Spłoszony siwek stanął dęba, przenikliwie rżąc. Reynevan utrzymał się w siodle.<br>- Nieźle - powiedział jeździec. Czy raczej