literatury francuskiej, a co za tym idzie, jej kultury, mianowicie Gargantua, to jeden wielki ochlaj, apoteoza i apologia pijaństwa, gdzie już naprawdę nie wiadomo, czy picie ma być akompaniamentem do życia, czy też życie do picia. Zresztą bez urazy - skłoniłem się w stronę Mac Kinleya - w waszym Klubie Pickwicka, najszlachetniejszego skądinąd humanisty Dickensa, też niezgorzej sobie popijają. Te ciągłe gospody z wyszynkiem, to ustawiczne mieszanie wódki z gorącą wodą, poncz i rum na każdej stronicy sprawiają, że czytelnik wreszcie czuje się trochę zawiany. I to picie jest tam czymś zupełnie naturalnym i oczywistym, bo gdy raz panowie Snodgrass i Tupman na