na tym, żeśmy z<br>Francem, ubrawszy się jak do kościoła, poszli na Biry. Dzień był od<br>rana mglisty i wypluty. Pamiętam, że kiedyśmy szli przez las, pachniało<br>mi wciąż sokiem z fajki. Powiedziałem to Francowi, a on mi na to:<br> - Wiesz, Cypcer, w tym coś jest. Mnie też ten sok śmierdzi.<br>Przeszukaj no ty kieszenie.<br> - Czemu kieszenie? - zapytałem, ale przeszukałem. W kieszeni z boku<br>marynarki znalazłem trzy szmatki, którymi wieczorem czy też z samego<br>rana czyściłem swoje fajki.<br> - Ot, cholerni diabli musieli mi je tam chyba włożyć - powiedziałem<br>do Franca, a ten się do mnie uśmiechnął. Szmatki wyrzuciłem, pachnieć<br>przestało, i