którym sprzedaje się telefony komórkowe, właściciel potraktował go bardzo niechętnie, a właścicielka kiosku wręcz go zrugała, gdy chciał "pstryknąć" dezodorantem, żeby przekonać się, jak pachnie. Zacząłem się rozglądać wokoło. I tak dowiedziałem się od sąsiadki, że przestała kupować w garmażerce obok pieczone kurczaki, bo właścicielka na uwagę, że są zbyt spieczone, odburknęła sąsiadce, żeby sobie sama piekła. <br><br>Zjawisko to nie jest powszechne, ale szczególnie rażące i smutne po zamianie handlu socjalistycznego w handel po ludzku uprzejmy i zabiegający o klienta. A przede wszystkim jest absolutnie niezrozumiałe. Przecież to nie są ludzie, którym płaci się pieniądze bez względu na to, jak pracują