Szept ucichł i nie powtórzył się. Awaru rozejrzał <br>się, jakby niezdecydowany, co uczynić, spojrzał na słońce <br>i, udając, że wygania go upał, wstał opierając <br>się na rękach. W głębi rozpadliny nie było już <br>nikogo. Wszedł do budynku. W przestronnej sali panowała <br>cisza. Stąpając bezszelestnie dotarł do następnej, <br>kilka otworów wiodło stąd do sąsiednich pomieszczeń. <br>Wybrał przejście zwrócone ku niższej części <br>budowli. Znalazł się na długiej pochylni, strop nad nią <br>pełen był równoległych prześwitów, w których <br>ukazywało się niebo. Daleko w dole, u wylotu korytarza, <br>ukazała się jakaś postać. Awaru szedł jej naprzeciw, <br>starając się robić to krokiem najbardziej swobodnym. W miarę