zdzierając złoto nawet z ołtarzów, a kiedy boskiego mienia zabrakło, zaczęli napastować gromadami ludzkie domy. Zadawali męczarnie, aby ze zrozpaczonych ludzi wydobyć wyznanie, gdzie ukryli złoto. Maruder-żołnierz, co utracił honor i w zbójcę się zmienił, stał się postrachem spokojnej wsi. Ksiądz Koszyczek zasłyszawszy okropne wieści o tym pochodzie ponurych straceńców drżał z trwogi, aby ich zły duch nie skierował do Bejgoły. Mało to było prawdopodobne, wioska Gąsowskich oddalona była bowiem od wielkiego traktu i spała zimowym snem na uboczu. Stróżował nocami, modląc się cicho za lekką śmierć pani Domiceli, i nasłuchiwał czujnie, czy nagle nie usłyszy skowytu i wycia tych