ręce, kluczami do światła, z maleńkimi dzwonkami do liturgii mszalnej, mszalnego czerwonego wina z czereśni, teraz proszę wstać, obudzić się, teraz klęknąć, dzwoniły w mojej kieszeni na Anioł Pański, na godzinki, wieczorne nieszpory, rozdzwaniały się w różnych porach dnia i nocy.<br>Nie mogłem oderwać wzroku od Miłki, błądziłem po ramionach, subtelnych cieniach pod obojczykiem, na którym spoczywało silikonowe bezbarwne ramiączko stanika, dzwonek, po piersiach, które unosił lekko ku górze, zaledwie ich dotykałem i przeczuwałem, choć przecież znam na pamięć każde załamanie skóry, pulsującą żyłkę, przebarwienie, głęboko ukryty gruczoł, gubiłem się w zapachu coraz intensywniejszym, dzwonek, dzwonek, niedoskonałości delikatnego makijażu: pyłek z