że dotykają go tysiące małych dłoni, że kłębi <br>się ponad nim nieprzebrane rojowisko milczących i nieuchwytnych <br>potworków, tworząc gigantyczny kopiec żywego futra, który <br>przygniata go do skały, pozbawia oddechu, dławi i obezwładnia.<br><br>Nagle zrozumiał, że znowu jest sam. Mieszkańcy nocy zniknęli <br>bez śladu. Tam gdzie jeszcze przed chwilą tkwiła <br>ciemna sylwetka, teraz nie było nic zupełnie. Horyzont zarysował <br>się wyraźnie, podświetlony pierwszymi promieniami brzasku. <br>Awaru opadł na plecy. Długo leżał bez żadnej myśli, <br>patrząc prosto w niebo, które zszarzało, na gwiazdy <br>coraz bledsze i wtapiające się w popielate tło przedświtu. <br>Z wolna uspokajał mu się oddech, ustało drżenie <br>szczęk.<br><br>Lada chwila