na potwory, a kiedy gonokok spłynął z jarzeniówki (powiększony do rozmiarów konika morskiego) i otarł się o policzek pięknej Wandy (czarująco pisnęła), zaproponowałem, żeby napić się wódki, co zostało przyjęte ochoczo; przyniosłem z kuchni musztardówki, nalałem w nie gorzałki, a wtedy Morda odezwał się "mmmnnnie", "potem" - odpowiedziałem surowo i usłyszałem szept Wandy delikatny jak tchnienie: "poskromiciel"; Morda na przedziwny protest się zdobył, a może na kompensatę - z ruchliwością, której się u niego nie spodziewałem, sięgnął po płat salcesonu, wciągnął go między fiszbinowe zęby, w pletwie została mu tylko skórka, popatrzył na nią i pochyliwszy się na bok, wsadził skórkę między piersi