trząsł głową, zataczał się, bełkotał nieskładnie. Wrzaski załogi słyszał jak zza ściany. Podszedł do burty chwiejąc się jak pijany, wczepił palce w reling.<br>Wicher ścichł, fale uspokoiły się. Ale niebo nadal było czarne od kłębiących się chmur. <br>Po "Alkyone" nie zostało nawet śladu.<br>- Nawet śladu nie zostało, jarlu. Ot, kawałeczki takielunku, szmatki jakieś... Więcej nic. <br>Asa Thjazi przerwał opowieść, patrząc na słońce, znikające za lesistymi szczytami Spikeroog. Crach an Craite, zamyślony, nie ponaglał go.<br>- Nie wiada - podjął wreszcie Asa Thjazi - ilu zdołało wyskoczyć, zanim wciągnęło "Alkyone" w tą diabelską chmurę. Ale ilu by nie wyskoczyło, żaden nie przeżył. A nam, chociażeśmy