po walizkę i nie czekając już dłużej, wymknąłem się na ulicę. Chciałem uniknąć tego, by Maliński na dodatek skonstatował jeszcze, że nikt po mnie nie przyjeżdża. A więc, żeby mnie nie można było dojrzeć z okien pensjonatu, nieomal ocierając się o mury kamienic doszedłem do placu Fiorelli, gdzie był postój taksówek. W jakiejś tawernie, tuż koło restauracji, w której drugiego dnia po przyjeździe do Rzymu, oddawszy list do pana Campilli, jadłem obiad, doczekałem do piątej.<br>Stanąłem przed furtką willi trochę spocony od upału i walizki. Zadzwoniłem, a usłyszawszy chrobot mechanizmu otwierającego furtkę, pchnąłem ją. W drzwiach ukazał się służący, który pospieszył