psuła swoje dziewczynki. Naraz stracili majątek i jednocześnie matka umarła. Więc Zoi już nikt nie pieścił i pewnie nie spełniano wszystkich jej zachcianek. I wtedy to przyszła do domu ta gospodyni. Może i niezła kobieta, ale obca i może nie bardzo mądra, więc kiedy Zoja zaczęła grymasić, a domagać się tego i owego, a gniewać - opiekunka zaczęła ją karać i skarżyć ojcu, zamiast wyperswadować głupiemu dziecku. I tak pewnie powolutku, powolutku, coraz się bardziej nie lubiły. Zoja robiła się coraz gorsza, a ona, opiekunka, coraz bezwzględniejsza.<br>- Jak ty, Józefie, wszystko rozumiesz i wytłumaczysz - powiedziała matka i przerwała sobie krajanie chleba, żeby przyjść i