Tylko tyle, ile wypada. A może jeszcze mniej. Powroty były inne... Mama, często ponad siły wyczerpana, słabła przy drodze w górę. Dołączały się różne dolegliwości. Stawało pod znakiem zapytania - czy dojdzie. A również smutne myśli... zapadało milczenie. Wysilony oddech, postękiwania. Flora szła za nami<br> <page nr=18><br> ponuro. Obserwowałem wtedy mamę. Czyniłem ważne, trwożne obserwacje. Porównywałem. Robiłem rachunki pomiędzy nadzieją a zwątpieniem. Na tym nieprzyjemnym, poziomym, śmierdzącym odcinku nachodziło nas - jakby wlewało się wprost do ciał - poczucie bliskości domu, czekająca herbata, może gra w żolika... Coś tajało, stan mamy okazywał się lepszy, niż mogłem przed chwilą przypuszczać... Zawsze stan mamy był wielką niewiadomą i