najdzielniejszego człowieka.<br>Najpierw zobaczył siebie. W przepasce na biodrach. Obitego i skrwawionego, utytłanego w gnoju, na którym leżał nie wiedzieć ile czasu.<br>Grodowi nieźle sobie użyli, czuł teraz każde uderzenie, każdego kopniaka. Lecz nie sądził, by to oni obdarli go z kaftana, butów i nogawic. Zbyt zniszczone i stare miał ubranie, by mogło skusić żołnierzy. Za to mieszkańców tego lochu - z pewnością. Magwer wciąż jeszcze zbierał siły, ale uważnie przyglądał się wszystkiemu wokół.<br>Kilkunastu mężczyzn siedziało w kątach, nie bacząc na ciągnące od kamieni zimno. Właśnie pod ścianami zebrano grubszą nieco warstwę słomy, jeśli słomą nazwać można kupki wilgotnych, gnijących badyli