piętami po drewnianej podłodze werandy i oznajmił, że przyjechało jakieś państwo. Niby pan i pani, a jeden to całkiem mały. <br>- Co za jedni? - zapytał pan Hipolit. <br>- Żeby ja wiedział, toby ja i powiedział, ale po prawdzie, to całkiem nie wiem - przyznał niefrasobliwie Franek. - Pytają o pana i czekają. <br>Długą chwilę wahał się pan Hipolit, wypada czy nie wypada wyjść w brudnej kurtce, w końcu rozstrzygnął kwestię na korzyść kurtki i wszedł do salonu, gdzie panował mrok, nie rozproszony nędznym światłem jedynej, anemicznej świecy. <br> Z fotela podniosła się dama tęga i siwa, o brwiach krzaczastych i stanowczym wyrazie podsiniałych oczu. Obok niej stał