co mnie czekało w zwiąku z bydgoską edukacją, nie mogłem oczywiście przewidzieć. Na razie miałem przed sobą wspaniałe wakacje na własnym już, nieco kontrowersyjnym, ale jakże zasłużonym wierzchowcu! <br> Jeszcze nie wszystkie dojrzewające owoce czereśniowej aleji zerwane zostały (lub zjedzone przez szpaki), kiedy ukazał się na niej zdążający samotnie wędrowiec z walizeczką. Na piechotę zdążał, nie poprzedzony żadnym, wzywającym konie na stację telegramem, czy telefonem ojca, bawiącego w Warszawie. Był to brat mój dorosły, Wiesław, który nie z tarczą, a na tarczy powracał z dalekiego Wiednia. Bez pieniędzy i bez żadnych sukcesów naukowych powracał, po pierwszym i ostatnim roku studiów zagranicznych, zesłany